Berlin jest na tyle blisko od Wrocławia, że jak ulał nadaje się na weekendowy wypad. A okazja była o tyle ciekawsza, że od 5 do 14 października odbywał tam się festiwal światła.
Pokoik znaleźliśmy w Charlottenburgu, spokojnej dzielnicy, w zachodniej części miasta, gdzie znaleźć można wiele klimatycznych kawiarenek i restauracji, ładnie utrzymane parki. Od wieków niekwestionowaną ozdobą tej części Berlina jest pałac, wybudowany tu przez Hohenzolernów. Swój obecny kształt przyjął na początku XIX wieku. Zwiedzanie budynku i innych budowli znajdujących się w przypałacowym parku, jest odpłatne. Park, który łączy w sobie za równo ogród francuski jak i angielski, można, godzinami, zwiedzać za darmo, na czym upłynął nam czas do wieczora.
Na festiwal składały się dwie trasy spacerowe i kilka osobnych budynków, na fasadach których wyświetlane były, przygotowane na tą okazję, animacje lub obrazy nie ruchome. Robiło to imponujące wrażenie i spotkało się z dużym zainteresowaniem. Wyjazd był na tyle spontaniczny, że nawet nie zainteresowałam się czy jest jakaś aplikacja, poświęcona imprezie. Posługiwałam się mapą papierową, z zaznaczonymi punktami projekcji, jednak w realnym świecie budynki, na elewacjach których, były one wyswietlane, nie były oznaczone, przez co można było coś łatwo przeoczyć lub się zgubić, jeśli nie zna się miasta. Całość pokazów kończyła się o północy.
Niedzielę poświęciliśmy na zwiedzanie dzielnicy rządowej i głównej arterii miasta. W Muzeum Historii Niemiec natknęliśmy się na odbywające się tam święto i towarzyszący mu koncert Django Lassi- lokalnego zespołu grającego muzykę jazzowo- bałkańską, czyli to co Tygrysy lubią najbardziej. Pokreciliśmy się po mieście jeszcze chwilkę i udaliśmy się na autobus powrotny.
Część obiektów muzealnych w Berlinie dostępna jest do zwiedzania za darmo. Można je znaleźć wchodząc na tą stronę. Nam się nie udało skorzystać, ale może Ty czytelniku będziesz miał więcej czasu i szczęścia.