Jak co roku, od sześciu lat, w kwietniu, udałam się na Europejską Noc Literatury, która tym razem miała miejsce na wrocławskim Nadodrzu. Czytania odbyły się w tak charakterystycznych miejscach jak bar mleczny Mewa, funkcjonujący od lat sześćdziesiątych Klub Pod Kolumnami, mieszczące się w zrewitalizowanym budynku pralni i farbiarni Centrum Rozwoju Zawodowego Krzywy Komin czy strefa kreatywna MiserArt współprowadzona przez Towarzystwo Brata Alberta.
Założeniem imprezy jest, zawsze, zaznajomienie widowni z zagraniczną prozą, która ukazała się, bądź się ukaże, w przekładzie w obecnym roku. Czytającymi są znani ludzie- aktorzy, twórcy, osoby ważne dla miasta, ikony popkultury. Ja najbardziej, w trakcie ENL, lubię przyglądać i przysłuchiwać się ludziom przychodzącym na czytania, są to osoby w różnym wieku. Na początku omawiają, gdzie chcą pójść, czego posłuchać , kogo zobaczyć, ustalają trasę, w trakcie mijającego czasu komentują, wymieniają się wrażeniami, konsultują i weryfikują swoje wybory, emocjonują się. Zdaję sobie sprawę, że na te spotkania przychodzi specyficzna grupa ludzi i pomimo założeń, impreza ta nie zwiększy czytelnictwa. Mi, osobiście, pomaga ona, w przyjemny sposób zdecydować, po co sięgnąć w najbliższym czasie.
Z planów udania się na imprezę większą grupą nic nie wyszło, nie zrażona brakiem towarzystwa w sprawny sposób przemierzyłam wyznaczoną przez siebie trasę. Jak zwykle, również nie zaliczyłam wszystkich czytań, z przyczyny ograniczonej liczby miejsc w niektórych punktach. Czas oczekiwania na kolejne czytania umiliły mi warsztaty z wykonywania bransoletek i przypinek z kwiatów, organizowane na podwórku przy zbiegu ulic Paulińskiej I Rydygiera. W tym miejscu także się okazało, że złośliwość rzeczy martwych nie zna granic. W chwilę po warsztatach wysiadł mi telefon a następnie, zupełnie bez słowa wyjaśnienia, bateria w aparacie (ot, psikus), więc dokumentacja jest niepełna.