Piżamowcy to kolejna ze zwycięskich sztuk nagrodzonych realizacją na deskach Wrocławskiego Teatru Współczesnego, wyłonionych w trakcie konkursu Strefy Kontaktu 2017.
Główną osią spektaklu jest tekst Mariusza Sieniewicza, którego bohaterami są pacjenci szpitala, nie uleczalnie chorzy, wiecznie odczuwający ból i złaknieni co raz większych dawek leków przeciwbólowych. Leki można dostać od okolicznego mafiosa (również pacjenta)-za ciężkie pieniądze, albo od wydzielających je sióstr szpitalnych. Chorzy znajdują jednak trzeci sposób porażenia dobie z nękającym ich bólem.
Pacjęci wystawienia są, ze swoim cierpieniem, na pokaz, co czyni ich dolegliwości jeszcze bardziej upokarzającymi. Noszą oni przezwiska jak z kreskówki o superbohaterach, prześmiewcze, ironiczne, z których dokładnie można odczytać ich dolegliwości, albo to , których części ciała one dotyczą. Siostry szpitalne noszą imiona, na których można sobie język połamać, co dodatkowo zwiększa trudności w ich przywołaniu, i słusznie bo mają ważniejsze problemy na głowie niż opieka nad chorymi, na przykład, którą bombonierkę otworzyć dzisiaj.
Dodatkowo sztukę urozmaicają monologi bohaterów, głoszone na początku i końcu spektaklu, opowiadające o historiach, znanych z codziennego życia, żywcem wyjęty z ostrego dyżuru.
Gra zespół Teatru Współczesnego jak zwykle rewelacyjna. Na pochwałę zasługuje również gromada Pidżamowców, od czasu do czasu, wpadających na scenę, a wyłoniona podczas kastingu dla amatorów.
Całość uświetni sterylna scenografia w szaro- białą kostkę, która od początku daje do zrozumienia, że klimat sztuki będzie psychodeliczny.
Doskonale z tym, co dzieje się na scenie, współgra muzyka: elektroniczny trans, muzyka klasyczna i dziecięce głosy, która wzmaga u widzą poczucie odrębności świata pacjentów i sióstr szpitalnych.
Jest jeden minus w całym przedsięwzięciu. Spektakl miał być z transkrypcją po angielsku dla osób obcojęzycznych, tłumaczenie nie było dosłowne, części wypowiedzi w ogóle nie były tłumaczone lub pojawiały się z opóźnieniem. Moja osoba towarzysząca polski znała i tłumaczenia korzystała sporadycznie, ale inni obcokrajowcy wyłapali, chyba tylko, ogólny sens sztuki.
Sztuka dla widzów o mocnych nerwach.
Zdjęcia: Natalia Kabanow.