Muzyk z Islandii, wykonujący ballady rockowe, będący pod wpływem Bobba Dylana, jego twórczość jest też mocno inspirowana islandzkim folkiem i historią, czerpie dużo z kultury anglosaskiej. Jego utwory są spokojne, melancholijne, jednocześnie pełne emocji.
Kiedy dowiedziałam się , że będzie występował w Prozie, nie mogłam się doczekać. Od poprzedniego koncertu Snorriego Helgasona, we Wrocławiu, minęło prawie 5 lat. Odbył się on w Szajbe. Przyznam się, że poszłam na niego bez większego przekonania, za namową koleżanki, myśląc sobie „ryzyk-fizyk”. wysłuchałam wcześniej, może ze trzy, najbardziej znane piosenki. Okazało się, że muzyka, jaką tworzy Snorri, bardzo trafia w mój gust. Tworzy on piękne, niepretęsipnalne, rockowe, Indiefolkowe ballady, w których się z miejsca zakochałam. Od tego momentu Islandczyk zagościł, na stałe, na mojej playliście. Na koncercie, w Prozie, wystąpił solo, zaprezentował utwory ze swoich poprzednich płyt jak i piosenki mające się ukazać na czwarty krążku.
Niespodziankom nie było końca, bo w pewnym momencie okazało się ,że Snorriego supportować będzie Joao de Sousa (to takie 2 w 1, co Tygrysy lubją najbardziej)- nic tylko się i rozpłynąć pod wpływem melomańskiego przypływu radości.
Panowie pochodzą z zupełnie innych kultur, pod względem geograficznym choćby. Koncert uświadomił mi jednak, że pochodzące z gorącej, południowej Portugalii, nie leży, nastrojowo i stylistycznie, daleko od Indie-rockowej ballady, rodem z mroźnego, skandynawskiego kraju.
Obaj panowie stanęli na wysokości zadania, zaprezentowali wysoki poziom artystyczny, czym mnie nie specjalnie zaskoczyli :).