Wystawa trwa od listopada zeszłego roku- zakończenie 31 marca (biegusiem, biegusiem), ekspozycja zaprezentowana jest na pierwszym piętrze wrocławskiego dworca głównego. Aby udać się na zwiedzanie skusiło mnie to, że sama interesuję się fotografią i, z mniejszymi lub większymi sukcesami, robię zdjęcia… I to jest pretekst do stworzenia prezentowanego tu projektu. W obecnych czasach zdjęcia spowszedniały, wykonuje się je wszędzie i robi je każdy. Zdjęcie jako medium jest wszechobecne w wielkich ilościach w naszym życiu codziennym, przedostaje się do ogólnej świadomości społecznej, żyje w popkulturze często własnym życiem.
Wystawa podzielona jest na osiem części, każda stworzona przez innego artystę, mecenasa sztuki i każda opowiadająca o fotografii w inny sposób, przedstawiająca temat z innej strony.
Pierwsza sala mieści eksponaty ze zbiorów Francesci Seravalle- która szukając pierwszego zdjęcia umieszczonego w internecie, zaczęła się interesować tematyką pierwszych zdjęć w ogóle. Stąd też w jej kolekcji pierwsze zdjęcie urodzinowe, pierwsze selfie ale też takie kurioza jak pierwsze zdjęcie egzekucji na krześle elektrycznym, czy pierwsze zdjęcie skazańca za zamach na Lincolna.
Sala druga to dzieła Catherine Balet, która w raz ze swoim znajomym, argentyńskim aktorem Ricardo Martinezem Pazem, wchodzi w dialog z ikonowymi fotografiami znanych twórców. W ten sposób powstały zabawne interpretacje fotografii, między innymi Man Raya, Roberta Capa, Edwarda Muybridge czy polskiej artystki Natalii LL.
Sala trzecia, dzieło szwajcarskich twórców Jojakim’a Cortis’a i Adrian’a Sonderegger’a. Fotografowie w studiu, w skali mikro, odtworzyli znane fotografie. Projekt jest o tyle zabawny, że twórcy uwieczniając swoje starania nie kryją się z tym, że są to makiety, na zdjęciach widnieją przybory, materiały służące do odtworzenia sytuacji, stoły, na których leżą stworzone instalacje czy oryginały zdjęć na których się wzorowano. Wśród eksponatów znajdziemy więc odtworzone zdjęcia Merlin Monreoe w charakterystycznej pozie ze Słomianego Wdowca, katastrofę World Trade Center, potwora z Loch Ness czy eksplozję Hindenberga. Dodatkowo prace te uświadamiają jak łatwo manipulować rzeczywistością za pomocą fotografii.
W Sali czwartej przedstawiono kolekcję zdjęć Jean-Marie Donat’a, skłąda się ona z trzech serii, z których każda ma inny motyw przewodni. Najciekawszym jest to, że są to zdjęcia różnych, obcych osób, które są z sobą w dziwny sposób połączone właśnie tym powtarzającym się elementem.
Piąta część ekspozycji to portrety znanych fotografów, tworzone na przestrzeni lat przez Volker’a Hinz’a, który w 2015 z tych zbiorów stworzył album zatytułowany In Love with Photography.
Sala szósta prezentuje dorobek polskiego artysty Artura Urbańskiego. Fotograf, na swoich zdjęciach, uwiecznił ludzi… robiących zdjęcia.
Siódma ekspozycja, to prezentacja dwóch prac Tom’a Stayte’a. W skutek powstania mediów społecznościowych fotografia stała się ważnym elementem życia wielu ludzi. Idąc tym tropem artysta stworzył instalację, w której specjalny program przeszukuje Instagrama i wychwytuje wszystkie zdjęcia otagowane hasłem selfie, następnie są one drukowane i dołączają one do morza leżących już dookoła fotografii. Drugim projektem jest zbiór profilówek z Facebooka umieszczonych w książce i na ścianie będącej elementem ekspozycji. Ta instalacja wpisuje się świetnie w dyskusję o prywatności w internecie.
Olbrzymim kontrastem, do tego natłoku zdjęć, jest instalacja (dzieło Erik’a Kessels’a) znajdująca się w ósmej, ostatniej sali. W ciemnym pomieszczeniu, na ścianie powieszone zostało jedno, wielkie zdjęcie. Przedstawia ono małą dziewczynkę- siostrę artysty. Jest to jej ostatnie zdjęcie, które stało się nieomal przedmiotem kultu rodziny i pomogło się uporać z żałobą po tragicznej śmierci dziecka. Postać dziewczynki została wyodrębniona z większej fotografii, powiększona, tak aby była głównym elementem zdjęcia i nic nie zakłócało jej odbioru.
Wzięłam udział w oprowadzaniu po wystawie z przewodnikiem, jednak szybko się od grupy odłączyłam i wróciłam do niej w piątej Sali, aby posłuchać o znanych fotografach, przedstawionych na portretach. Moim zdaniem było to dobrze wydane 8 zł (bilet ulgowy- 5zł).