Warszawa na trzy dni…

Od dawna wiem, że Wrocław to koncertowe zadupie. Rod Steward grał w Rybniku, a i inne wielkie gwiazdy wolą Łudź, Katowice czy Warszawę… A, że stolicy dobrze nie znam, to koncert Kings of Conveniance stał się dobrym pretekstem do odwiedzenia Wawy.

Koncert odbył się w Piątek, w klubie Palladium, zapowiadał się więc dłuższy weekend w Warszawie, do której udaliśmy się pociągiem w piątek rano. W ten dzień mieliśmy dużo czasu i poszliśmy na spacer. Ostatecznie wylądowaliśmy w kawiarni Paloma nad Wisłą, niestety zerwał się straszny wiatr i schowaliśmy się do środka- nie było nam dane podziwianie nadrzecznych krajobrazów. Dodatkowym problemem było to, że z powodu długiego czasu oczekiwania na obiad w restauracji Kultowa, mieliśmy nie wiele czasu na spacer i zwiedzanie pierwszego dnia. W kawiarni, znajdującej się koło Centrum Nauki Kopernik, do mieszkania dojechaliśmy metrem i od razy, bez wypoczynku, poszliśmy na koncert.

Poszliśmy, bo sala koncertowa mieściła się bardzo blisko naszego hotelu. Chłopaki dali czadu, oprócz kawałków z nowej płyty Peace or Love zagrali też takie hiciory, jak „I’d radder dance with You”, „Miss Cold” czy „Boat Behind”. Ostatnia raz  Panowie byli w naszym pięknym kraju ok pięć lat temu, a płytę tworzyli od dwunastu lat. Na scenę zaprosili w pewnym momencie trójkę innych muzyków: skrzypce, perkusja i gitara elektryczna/kontrabas i już impreza ruszyła z kopyta. Zespół grał przez dwie godziny bez przerwy i bez supportu.

Sobota minęła nam pod znakiem Warszawskiego Ogrodu Botanicznego, Łazienek Królewskich i Zoo. Do Łazienek udaliśmy się piechotą zaliczając przy okazji, minąwszy siedzącego w kawiarni Michała Piruga, Plac Zbawiciel… i szczerze nie wiem, o co tyle krzyku, bo wrażenie zrobił na mnie średnie. Zoo z kolei przypomina Zoo Wrocławskie… przed remontem, ale bilety są tańsze.

W niedzielę mieliśmy natomiast czas na odwiedzenie muzeum narodowego i wystawy Marca Chagalla, szybką przebieżkę po starówce i mszę w kościele Ojców Paulinów. Ok… nie poszłabym , gdyby nie zabalsamowane zwłoki w kaplicy, w przeszklonej trumnie. Tak, wiem, sanepid powinien tego zakazać, ale ludzie i tak chcą takie rzeczy zobaczyć, mrucząc pod nosem „a fe”…

I tak  odchamieni i poświęceni ruszyliśmy niedzielnym wieczorem do Wrocławia.

Pozdrowienia dla Pana, który uzbrojony w kefir i piwko w siateczce, sprzedawał nam ciekawostki, koło Pałacu Czackich. A dowiedzieliśmy się, że obecna Kolumna Zygmunta, to trzecia z kolei, że na pomniku Kopernika- zamaskowano ślady po kulach z powstania, jaśniejszym marmurem, że powyżej wymieniony pałac stoi na dawnej bastei, i że Warszawa stała się stolicą Mazowsza, dzięki wielkiej powodzi, w skutek, której, koryto Wisły oddaliło się od Czersko o 5 km, a od warszawy tyko o 500 m. A no i ta kaplica z mumią, to też Pana zasługa. Niestety nie miałam drobnych dla Pana- jest powód, aby wrócić.